Klątwa ukryta od lat w piwnicy. Beezel (2024)

Czy można uciec od klątwy?

Beezel (opis): W jednym z domów na przedmieściach miasta, dzieje się coś niepokojącego. Ludzie wabieni do tego miejsca odnajdują w nim jedynie koszmar, którego nie sposób zatrzymać. Nie ma znaczenie, ile czasu minie. Zło i tak ostatecznie dopadnie tego, kogo pragnie. Wszystkiemu winna jest istota, która upodobała sobie piwnicę budynku. Lata mijają, a nowi lokatorzy muszą stawić czoła bestii, która odpowiedzialna jest za tak wiele cierpienia. Czy komuś w końcu uda się zatrzymać nieustanną karuzelę śmierci?

Filmowa antologia nie jest zbyt popularnym schematem ukazania konkretnej wizji. Wiele historii związanych z konkretnym miejscem, może wywołać chaos, który trudno okiełznać. Mimo wszystko pozwala to na wiele elementów, które może wyróżnić dany tytuł nad tym, co już powstało. Nawet powielanie pewnych rzeczy może zostać wybaczone, kiedy wykorzysta się je w odpowiedni sposób i nieprzesadzonej dawce. Produkcja Beezel z roku 2024 i w reżyserii Aarona Fradkina to dowód na to, że w horrorze można spróbować czegoś innego. Niestety w tym konkretnym przypadku nie można powiedzieć o udanym efekcie końcowym.

Zło dopadnie każdego, kto tylko się nawinie.

Wszystko zapowiadało się obiecująco. Wprawdzie sam pomysł nie był niczym odkrywczym, ale nie skreślało to filmu Beezel na początku. Tajemnica, która ciągnie się za nieświadomym filmowcem, który chce pomóc w udokumentowaniu pewnej historii, intrygowała. Chodzi o przypadek, jaki przytrafił się Haroldowi J. Weemsowi, a konkretniej jego żonie. Szybko jednak okazuje się, że to jedna z wielu opowieści, która miała pogłębić mrok tejże historii. Kolejne przytaczają podobny problem, tylko z innych perspektyw i czasów. Z każdą kolejną coraz bardziej zbliżamy się do teraźniejszości, jednak taki zamysł nie buduje napięcia, przerażenia i niestety ciekawości związanej z poznaniem sensu całości.

Zbyt dużo tu niedopowiedzeń i lania przysłowiowej wody, a za mało charakteru. Niedopowiedzenia bywają ciekawe, jak chociażby w produkcji Cisza Nocna. Żadna z kilku opowieści nie niesie ze sobą nic specjalnego. Jest stwór, który żyje w piwnicy i w sumie tyle. Nic ponadprzeciętnego, choć struktura filmu otwiera wiele możliwości. Odniosłem jednak wrażenie, że mnogość tego, co zostało pokazane, nie rekompensuje braku zamysłu na zbudowanie odpowiedniej otoczki wokół tej tajemnicy. W pewnym momencie, zamiast mnie intrygować, czułem narastające zirytowanie tym, jak bardzo to nie ma na siebie pomysłu. Nic z tego, co wyróżnia Beezela ponad inne tytuły, nie zostało odpowiednio wykorzystane.

Najgorsze koszmary kryją się w piwnicy.

Sama koncepcja niebezpiecznej wiedźmy czyhającej w ciemności mogłaby być ciekawa, ale zabrakło tu motywacji ze strony głównego zagrożenia, jego genezy czy czegokolwiek, co pozwoliłoby zrozumieć sens filmu. Wszystko opiera się na domniemanym strachu, który nawet nie ma swojego źródła. Nie chodzi tu o pozostawienie przestrzeni na własne domysły. Twórcy nie pofatygowali się nawet do wskazania toru, jaki widz powinien obrać. To wszystko sprawiło, że zamiast przeżywać to, co napotykało kolejno nowe pokolenia bohaterów, zastanawiałem się, po co to wszystko. Nie o to chyba tu chodziło.

Mocno zawiodłem się na tym filmie. Jest to produkcja, którą ogląda się tylko po to, by zapomnieć. Nie pozostawia po sobie niczego, co mogłoby pozwolić na dobre wspomnienia po seansie. Gra aktorska, muzyka czy scenariusz są na tyle mdłe, że po wyjściu z kina miałem trudność z przypomnieniem sobie wielu rzeczy, nie mówiąc już o dłuższym czasie. Szkoda, bo pomysł był, lecz zawiodło wykonanie.

Moja ocena: 4/10

Trailer:

Odwiedź mnie na:

Facebook

Instagram

Tik Tok

YouTube

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

thadstark